sobota, 30 marca 2013

Powracam nieaktualna.


Postanowiłam coś napisać. W jakiś chory sposób wydaje mi się, że wszystko w porządku. Przeżyłam badania, przeżyłam lekarza, przeżyłam minę mamy na widok 49kg. Przeżyłam chyba nawet siebie, także teraz mogę w spokoju umrzeć.

Myślę o śmierci. Na uspokojenie mam zawsze alternatywę: samobójstwo. Jeśli pójdzie mi z czymś źle, odpuszczę sobie. I nie mówcie mi, jakim byłabym tchórzem. Jestem tchórzem. Kiedy mi nie idzie, uciekam. Urodzony samobójca, prawda?

Czasami sobie myślę, że wszyscy ludzie, których uważam za przyjaciół tylko mnie wykorzystują. Udają, że jestem dla nich taka bardzo ważna, a tak naprawdę wiodą normalne życie. Mają swoich, lepszych przyjaciół, a mnie traktują jako rękaw do wypłakania się albo wysmarkania jakiś kolejnych kłamstw.

Nie lubię siebie. Boję się, że zrobię coś głupiego. Na przykład niedawno się pocięłam. No dobra, to tylko jedna piękna krecha, ale za to trochę się zamyśliłam i blizna chyba zostanie mi na dłużej. Ale co tam. Na akademię z okazji Niepodległości w listopadzie poszłam cała pocięta. Widzieli nadgarstki. Co, Dark, przecież masz kota, nie?

Nie, nie mam kota. Mam żyletkę i za dużo wolnego czasu.

Tak właściwie to nie potrafię sobie siebie wyobrazić gdziekolwiek. Kim chcę być, co robić, żeby być spełnioną, szczęśliwą kobietą w przyszłości. Czuję się pusta, nieskompletowana.

Plan na dziś to przeżyć jeszcze egzaminy. Mam nadzieję, że pójdą mi na tyle, że dostanę się do siódemki albo jedynki. Chcę się zmienić, chcę mieć przyjaciół, chcę żyć.

Wagę macie uaktualnioną. Dziś zjadłam mleko z płatkami. Ogólnie nie dietuję tak mocno, ale mam ambitne plany na wrzesień.

O ile do niego… dotrwam.

Całuję Was mocno.