sobota, 29 grudnia 2012

Przerwa.


Mam przerwę. Wychodzę na prostą, której nie widzę, ale czuję. Wciąż uważam na kalorie, wciąż waga jest dla mnie przesadnie ważna, wciąż udaję. Ale na razie nie mogę pozwolić sobie na nic więcej, niestety.

Uaktualniłam wagę. Jest z dziś rana.

Na pewno wrócę. Wszystkie wracają.

czwartek, 27 grudnia 2012

22.


Nie wiem dlaczego, ale mam dobry nastrój. Pieprzony makowiec na szczęście się skończył, cudownie, nie ma pokusy. Pewnie, w lodówce są jakieś cukierki, delicje, ciastka, ale to już nic. Zjadłam pożywne, a małokaloryczne śniadanko. Nie ma to jak obudzić się, a tu mamy nie ma. Dziś rano miałam też ogromną ochotę na ważenie. Jakimś cudem się powstrzymałam, fantastico. Trochę zmieniam plany, chcę poznać magiczne cyferki w niedzielę, nie dam rady tyle czekać. Czuję się dobrze, słodycze są zupełnie niepotrzebne. Po obiedzie pójdę na spacer, bardzo polubiłam, w godzinkę się dotlenię, byle nie padało.

Bilansik z braku kreatywności na pisanie czegoś więcej:

3/4 serka wiejskiego light + 3 koktajlowe + wasa z sezamem - 140 kcal
herbata zielona x3 - 6 kcal
woda z cytryną - 4 kcal
barszcz z tortellinkami (7 sztuk) - 300 kcal chociaż to chyba za dużo
pół galaretki truskawkowej - 100 kcal
Łącznie: 550 kcal

- spacer 50 minut: 550-174= 376 kcal


Nie jest źle, a już się bałam. Ostatnio coraz częściej dopada mnie depresja. Głupie uczucie. A przecież wszystko ma sens. Powinno mieć.

x

PS Nie ustawiajcie ograniczeń wiekowych na blogi, nie mogę wejść, come on.

środa, 26 grudnia 2012

21.


Makowiec jest w lodówce. Nie odważysz się. Znasz konsekwencje. Zapomnij. To wszystko jest puste, zbędne, fałszywe.


Kimkolwiek jesteś, głosie w mojej głowie, masz rację. Bałabym się. Że wtedy wszystko wróci do normy. A ja nie chcę wracać do normy.

Edit: wczoraj zrobiłam jeszcze jedną partyjkę ćwiczeń.

Dzisiaj podobne plany.

Ranek zaczął się dobrze. Zjadłam kanapkę z serem (bez masła, epic win), trzy pomidorki koktajlowe, popiłam zieloną herbatą. Jakoś nie przeszkadzało mi to, że siedzę między opychającymi się ciastami rodzicami. Modlę się, żeby ten makowiec, sernik, makówki, ciastka, cukierki się skończyły. Nie, nie chodzi o to, że nie mam siły walczyć. Po prostu chcę mieć to za sobą.

Waga wciąż nieznana. Mam taką niezłomną ochotę ją włączyć. To takie proste. Ale nie mogę. Niemogęniemogęniemogę. To jednak o wiele trudniejsze, niż mi się wydawało.

Żałuję, że nie wypożyczyłam żadnej książki na święta. Teraz nie mam co robić, na spacer wybieram się po obiedzie, więc jeszcze trzy godziny. Trzy godziny. Tik tak.

Czasem dopada mnie taki bezsens. Dno. Żałość. Po co to robię? Dla kogo? Dla siebie? Dla innych? Żeby im coś udowodnić? Żeby sobie coś udowodnić? Co potem? Czy kiedykolwiek będę jeść inaczej? Odpowiedz sobie, Ver, czekamy. Nie. Nie będę mogła. I nie rozumiem Ciebie, Paulina, dlaczego się dziwisz. Ana to nie dieta. Ana to nie zabawa w ‘ciekawe ile schudnę’. To nie tylko odmawianie sobie. To zupełna zmiana psychiki, nastawienia, poglądów. Może Ty inaczej ją odbierasz? Jeśli na nią postawiłam, nie mogę teraz powiedzieć ‘okej, przez kilka dni sobie odpuszczam’. Bo w pewnym momencie to już nie zależy ode mnie. Już nie potrafię sobie pozwolić na kawałek makowca, chociaż bardzo bym chciała. Coś mnie blokuje. I właśnie dlatego wydaje Ci się, że jestem za surowa. Bo chyba nie tylko ja odpowiadam za siebie.

Na początku się bałam. Każdy na początku się boi. Teraz to zupełnie naturalne. Trudne, a jednak łatwe. Wykonalne.

_____________________________________________________________________

Z tego wszystkiego zapomniałam dodać bilans. Przepraszam.

kanapka z serem żółtym + 3 pomidorki koktajlowe - ok. 130 kcal
barszcz z tortellinkami - 300 kcal (pewnie mniej, zjadłam 7 tortellinek)
jogurt naturalny z jagodami ze słoika - 200 kcal
zielona x3 - 6 kcal
Razem: 636 kcal

- spacer 50 minut:

636-174= 462 kcal

Te spacery mnie ratują. Bilans od razu wygląda lepiej.

xx

wtorek, 25 grudnia 2012

20.


Grzeczna, uczynna córeczka obiera mandarynki, kroi jabłka, parzy herbatę, gotuje łazanki, nakłada makowiec.

- Mamy taką grzeczną córeczkę.

Nie, tatusiu. Grzeczna córeczka Dwulicowa suka robi to wszystko, żeby nie jeść. Trudne do odgadnięcia?

Bez względu na to, ile zjem, i tak będzie za dużo. Bez względu na to, co zjem, i tak będę uważać to za niepotrzebne.

Wczoraj o dwudziestej pierwszej zrobiłam 100 brzuszków i 100 pajacyków. Na chwilę pomogło, poczułam się lepiej. Później nie miałam ochoty nawet o sobie pomyśleć.

Nie zjadłam więcej, niż planowałam. W takim razie dlaczego czułam, jakbym połknęła wszystko? Nie mam siły, jestem żałosna.

Bilans:

kromka chleba, 2 plastry szynki gotowanej, 2 pomidorki koktajlowe, 2 plasterki ogórka zielonego, trochę chrzanu - 250 kcal
barszcz z uszkami - 300 kcal
trochę mięsa z kaczki, nie odpuszczą mi - 80 kcal
ćwiartka jabłka - 20 kcal
Łącznie: 650 kcal

- spacer 35 minut: 650-100= 550 kcal


I małe sprostowanie dot. poprzedniego postu: nie, nie chodziło mi o ‘no nie wiem, czy warto bawić się w pro anę’. To takie uczucie, kiedy na przykład myślę o swoich włosach. Są brązowe. Nic z tym nie zrobię. Mogę przefarbować, ale i tak wrócą do swojego naturalnego koloru.

good luck.

xx

poniedziałek, 24 grudnia 2012

19.


Zaczęłam dzień od ważenia.

Głupia suka.  Dobrze.

Weszłam na wagę, spojrzałam w dół i zobaczyłam wyrok. 56,5.

Czasami wydaję mi się, że ta osoba w lustrze to już nie ja. Oglądam tylko jakiś film, wpieprzając chipsy i wytykając głównej bohaterce głupotę. Jestem głupia? Nie wiem, prawdopodobnie tak, gdyby spojrzeć na moje decyzje. Na moje życie. Na moje wybory. Na mnie.

Dzisiaj po raz pierwszy założyłam bransoletkę. I zamierzam ją nosić cały rok. Nie zrezygnuję z any (przecież nie potrafiłabyś), dzisiaj po raz pierwszy to poczułam. Naprawdę, Ver, jesteś w tym po uszy, tylko robisz wszystko po cichu, ubierasz się w workowate swetry i luźne spodnie, żeby potem mieć wielką niespodziankę.

I miałyście rację. Bransoletka motywuje jak nic innego.

Tak więc życząc Wam lightowych, beztłuszczowych, chudych, beznapadowych Świąt Bożego Narodzenia, podaję planowany bilans:

kanapka z serem - 110 kcal
herbata zielona - 2 kcal
barszcz czerwony z tortellinkami - 230 kcal
ryba, trochę ziemniaków i kapusta wigilijna- 380 kcal (zabawne)
kompot z suszu - 26 kcal
Łącznie: 748 kcal

I mam nadzieję, że to wszystko, ale może być różnie. Wczoraj zrobiłam sobie takie ćwiczenia, że dziś nie mogłam wstać.

Będę się odzywać codziennie, normalka.

xx

niedziela, 23 grudnia 2012

18.


Jestem dziś szczęśliwa. Nie. Nie jestem szczęśliwa. Po prostu chwilowo nie jestem smutna. To przecież różnica.

Ale na pewno jestem zadowolona, że spacerowałam dziś półtorej godziny. Dodatkowo godzina stania na mrozie na mszy, oczywiście sama, i może to głupie, ale tak wolę, wtedy mogę przeanalizować sobie wszystko. Za i przeciw każdego problemu. Za i przeciw any. Ale bądźmy szczerzy, to i tak jest już bez znaczenia.

Pomogłam mamie bez wojny. Czy to możliwe? Najwyraźniej tak. Zrobiłam makówki i właściwie to by było na tyle. Mieszając całą tą mamałygę chwilami nie myślałam o jedzeniu. W podświadomości mam już zakodowane, że i tak tego nie zjem. Z tą myślą jakoś lepiej mi się oddycha. Potrafię się najeść zapachem, widokiem. I tyle mi starczy.

Bilans:

kanapka z serem, bez masła - 150 kcal
jogurt naturalny z musli owocowym - 110 + 140 = 250 kcal
rosół - 270 kcal
herbata zielona x3 - 6 kcal
Łącznie: 676 kcal.

Nie, to nie koniec.

Spacer: 676-260= 416 kcal

Ogólnie powinnam być usatysfakcjonowana. Ale zawsze czuję, że mogłam zrobić coś lepiej. Mama dosłownie wymusiła na mnie ten jogurt, trudno. Wolę nawet nie myśleć, że do końca dnia nie mogę nic zjeść. Równe 6 godzin, świetnie. Ale postaram się. Przecież muszę.

Mam taki problem, że kiedy już wejdę na blog, nie wiem, co powinnam napisać.

Bransoletkę kupiłam w małym sklepie ze sztuczną biżuterią, rzemyk kosztuje 1 zł, a zawieszka ze srebra ok. 30 - 50 zł.

Całuję Was xx

sobota, 22 grudnia 2012

17.


Teraz będę pewnie pisać częściej i więcej, nic mnie nie ogranicza.

Zacznijmy od tego, że czuję się fatalnie psychicznie. Pomysł z mlekiem i musli nie był najlepszy, mama postanowiła, że nie pojedzie na zakupy bo ‘miała złe sny’, więc byłam skazana na jej podejrzliwe i kontrolujące spojrzenia. Przez presję nasypałam sobie za dużo musli i musiałam zostawić, przez co znów się naraziłam. Nie miałam też jak rozcieńczyć mleka. Cudownie. Tak to jest, jak mamusia nie pracuje.

- Mamo, możesz podać mi wagę kuchenną? Chcę zobaczyć, ile według nich to jest porcja.

- Co? Ika, nie przesadzasz trochę? Boże, dziecko, daj spokój. Blablablabla.

- Dobrze, przestań krzyczeć.

- Blablablablablablabla.

Nie. Po prostu nie mogę. A pięć minut później znów narzekają, że się nie uśmiecham. Cudownie. Te święta zapowiadają się fantastycznie.

Mam ambitne plany na dziś, to cholerne musli mnie zmotywowało.

spacer z psem
250 pajacyków bo ostatnio zupełnie odpuściłam, a podobno są efektywniejsze.
Będą też zakupy z tatą, a raczej dokupienie jakiś bzdetów, no ale zawsze coś pochodzę. Poszukamy też bransoletki dla mnie, naiwniacy myślą, że ‘tak umówiłam się z przyjaciółką’. Cóż, po części jest to prawda, może z tym wyjątkiem, że motylek i czerwony rzemyk jednak coś znaczą.

Planowany bilans:

musli owocowe Sanko z mlekiem 0,5% - 4*35 kcal + 102 kcal = ok. 250 kcal
duszona pierś z kurczaka, ziemniaki, wiórki z buraków - ok. 380 kcal
hebrata x3 = 6 kcal
I już mam dość. 636 kcal.

- spacer 30 minut = 636-104=532 kcal

- pajacyki 250 = 532-45=487 kcal


Sama już nie wiem, jakie ćwiczenie jest najskuteczniejsze, ale będę próbować różnych.

Ogólnie dziś będzie głupi dzień. Spieprzyłam od początku.

_____________________________________________________________________

Mała poprawka: na obiad zamiast ziemniaków zjadłam 1,5 kluski. Czyli jeszcze raz:

obiad: 247 kcal + 55 kcal + 50 kcal = 352 kcal

Spacer zaliczony.

I mam już bransoletkę :) xx

piątek, 21 grudnia 2012

16.


eraz mam nieodwołalnie i bezsprzecznie wolne. Cudownie.

Jestem głupią suką, wczoraj rozmawiałam z mamą. Mam te pieprzone wyrzuty sumienia, jakbym nie mogła wytrzymać, aż pewnego dnia ona przeprosi. Wyrzuciłam z siebie całą frustrację, a skończyło się na wyjaśnieniu, że po prostu martwi się moim niejedzeniem.

Wyląduję w szpitalu, zmarnuję życie, nie będę potrafiła tego zatrzymać.

I przez to całe gadanie miałam okropny koszmar. Śniło mi się, że byłam anorektyczką, bardzo chciałam jeść, ale nie potrafiłam, chciałam wrócić do normalnego świata, ale było za późno. Obudziłam się zlana potem. Nie, nie skomentuję tego.

Tak, owszem, dziś była wigilia klasowa. Szczerze życzyłam prawie wszystkim zdrowia, spełnienia, miłości, dobrego liceum. Potem sama sobie życzyłam idealnej wagi i szczęścia. Tego nikt mi nie życzył.

Bilans, bo muszę iść ubierać choinkę i postarać się omijać temat (nie)jedzenia.

kanapka - 150 kcal
herbata - 20 kcal (blah)
mała pomarańcza - 80 kcal (- 70 kcal, szybki spacer do domu 25 minut)
herbata z miodem (jedna łyżeczka, na przyszłość pół) - 40 kcal
zupa, chyba kapuśniak - 270 kcal
aż się boję, że znów coś mi wcisną - x
Razem: 490 kcal. Dużo, przez herbatę.

I na koniec najlepsze.

Waga: 56,9 kg.

czwartek, 20 grudnia 2012

15.


Boże, jeśli mam umrzeć, daj mi znak, żebym mogła przez kilka ostatnich oddechów nie udawać.

Świąteczne rodzinne zakupy. Idealna atmosfera. Miłość, radość i ekscytacja nadchodzącym wyjątkowym czasem przepełniała serca naszej Idealnej Trójki.

Nie. Od początku mama (chociaż cholernie mam ochotę użyć zamiennika ‘matka’, zasługuje na to) wyzywała, jak to jest jej źle i jaka bieda (jeśli zakupy za pięć stów to oznaka biedy, to nie mam nic do dodania), ogólnie ma dość (taty) ojca i ble ble ble. Ja spokojnie przyjmowałam wszystkie jej skargi, zażalenia, westchnienia, jęczenie, biadolenie, nie dając po sobie poznać, jak bardzo mnie irytuje. Opieprza mnie, nic jej nie pasuje. Wróciliśmy do domu i zaczęła na mnie wyć, że wybrałam złe wkładki higieniczne. Tak? Naprawdę? Nie mogła iść po to sama?

Wiadomość z ostatniej chwili. Weszła do pokoju, postawiła kubek z herbatą. Postanowiłam się do niej nie odzywać, więc zignorowałam cholerną herbatę. Poczekała chwilę, wzięła kubek i wyszła.

Nie powiem, boli mnie to. Bo chciałabym, żeby to wyglądało inaczej. Niestety, nie jestem już tą samą małą dziewczynką, której odpowiada wszystko, nie zwraca uwagi na wady Mamy. Bo Mama zawsze ma rację. Niestety, mamo. To chyba zły znak, ale nadajemy na zupełnie innych falach. Jesteś zdrajcą, w samochodzie, gdy byłyśmy same, delikatnie podkreśliłam, że nie chcę jeść kurczaka z rożna. Powiedziałaś, że dobrze. Więc dlaczego w domu nagadałaś o wszystkim tacie? Czy to naprawdę taka zbrodnia, że nie chcę jeść drugiego dania? Nie możesz po prostu zaakceptować moich wyborów? Mamo, dlaczego nie potrafisz zrozumieć?

Dodam bilans, bo nie mam na nic innego siły, przepraszam.

kanapka - 150 kcal
herbata - 2 kcal
wafel ryżowy - 38 kcal
zupa - 270 kcal
herbata, którą muszę zrobić sobie sama - 2 kcal
Razem: 462 kcal.

Mamo, odbierasz mi całą radość z any. Psujesz, niszczysz, wyrzucasz wszystkie emocje. Dlaczego, mamo?

Naprawdę przykro mi, że tak to wszystko brzmi. Miały być emocje, niech będą. Nie chcę słów pocieszenia.

Jutro ważenie.

środa, 19 grudnia 2012

14.


Kiedy suszę włosy, myślę o jakiś ważnych sprawach. Zgadnijcie, o czym myślę od kilkunastu dni? Tak. Dokładnie o tym, o czym myślą Motylki większość czasu.

Doszłam do kilku wniosków. Po pierwsze, piszę do Was zbyt zwięźle. Nie powinnam w sobie tłumić tych wszystkich emocji, a tutaj pisać “jest okej” albo “mogło być lepiej, ale nie narzekam”. Ale jest tyle spraw, przez które psychicznie umieram.

Po drugie, oprócz całego życia z aną powinnam też zmienić swoją psychikę. Wychodzi na to, że jestem w stosunku do innych, głupich suk za dobra. Nie mogę zamykać się w sobie. I nie, nie zamierzam tu pisać o szkole. Tylko o emocjach. Emocjeemocjeemocje.

Dziś byłam bardzo głodna, bardzo głodna. Miałam ochotę zjeść dużą słodką bułkę z serem/dżemem/makiem i popić to gorącym mlekiem 3,2%.

To byłoby pyszne. Nie bądź głupia. I tak masz tłustą dupę. Ogarnij się. To trucizna.

Ale przecież i tak nie miałam w szkole pieniędzy.

Jestem przybita. Na dłuższą metę się męczę, ale wierzę w satysfakcję. Po jutrze znów ważenie. Jeśli z rana dopadnie mnie motywacja ze strony wagi, nie tknę niczego na Wigilii. Bo nie mogę. Bo to nie jest dla mnie.

Bo mam być idealna, a nie tylko normalna.

Bilans.

kanapka ta-co-wczoraj - 150 kcal.
herbata z malinami (gardło) - 30 kcal.
wafel ryżowy - 38 kcal
zupa pomidorowa z makaronem, zjadłam 3/4 miski - 250 kcal
herbata z malinami - 30 kcal
Razem: 498 kcal.

Gorzej. Ale to przez herbatę. Trudno, naszpikowałam się lekami, najwyżej umrę na Jasełkach. Piękna śmierć, majestatyczna.

Jutro zupa/ naleśniki. Nie, nie zjem naleśników. Nie zjem dżemu. Nie. Nie. Nie.

Bez względu na to, jak byłoby to dobre.

Tak bardzo chciałabym ważyć mało. Mniej. Tak bardzo potrzebuję any. Nie przypuszczałam, że to potoczy się tak szybko. Ale tak. Macie rację. Każdy prędzej czy później do niej wraca. Już nigdy nie ucieknę. Nie chcę uciekać.

wtorek, 18 grudnia 2012

13.


Pechowo? O tak.

Dzisiaj znów jestem sama, za chwilę powinni pojawić się na horyzoncie rodzice. Tata wraca ze szpitala, a na Nowy Rok znów musi iść. W szkole chaos, jak zwykle. Zostały tylko 3 dni, a potem o wszystkim zapominam. Zapominam, zapominam, zapominam.

W piątek wigilia klasowa. To będzie dobry test wytrzymałości. Ale z przyjemnością do niego podejdę. Prawie masochistka.

Bilans:

kanapka (dokładnie policzona) - 150 kcal.
herbata (bez cukru, nareszcie) - 2 kcal
wafel ryżowy - 38 kcal
kasza gryczana z sosem z indyka - ok. 280 kcal
herbata zielona z łyżką malin - 20 kcal (boli mnie gardło)
Razem: 490 kcal.

Wow, idzie coraz lepiej, nie ma to jak luz w domu.

A, i na koniec, waga, bo przecież obiecałam.

57,4 kg.

Rano nie wierzyłam. Kolejny spadek. Czyli wciąż jest nadzieja, że spadnę do 56 przed Wigilią.

xx

poniedziałek, 17 grudnia 2012

12.


Dwunastka, moja szczęśliwa liczba. Trochę nieadekwatne, bo dzień miałam do dupy. Zaczęło się od tego, że… dobra, nieważne. Było, minęło. Zapomnijmy.

Jedyną pozytywną rzeczą z całego dnia jest to, że mam mały bilans. Mniejszy, dokładnie taki, jak chciałam.

kanapka (dokładnie policzyłam kalorie) - 170 kcal.
herbata - 15 kcal (też się za to wzięłam, ja wypijam trzy łyki, więc wątpię, że więcej)
1 x wafel ryżowy (nie mogę uwierzyć, że wytrzymałam mając drugi w plecaku) - 38 kcal
zupa pomidorowa (bez względu jaka, przyjmuje tą samą wartość) - 270 kcal
herbata zielona - 2 kcal
Łącznie: 495 kcal.

Tak! Nareszcie zeszłam poniżej 500! Super, ale się cieszę.

Zostały mi jeszcze tylko cztery dni i wolne. Nareszcie. Z mamą idzie pokojowo, ona też nie je niektórych tłustych dań, więc mam komitywę.

Całusy xx

niedziela, 16 grudnia 2012

11.


Niedziela. Koniec weekendu, szkoda.

Wczoraj po obiedzie nic nie zjadłam. Obrałam sobie mandarynkę, ale wyrzuciłam ją, wydawała się jakaś za miękka, nie wiem, może zgniła.

Napisałam notatkę prasową na polski, teraz zostaje tylko nauka na bio i gegrę, dawno nie czułam takiego lenia. Szłabym na spacer, ale jest tak paskudnie na zewnątrz, że nie mam na to ochoty.

Bilans na dziś:

kromka chleba z pomidorem + pół serka wiejskiego light - 195 kcal.
rosół z makaronem - 250 kcal
herbata zielona x2 - 4 kcal
?
Nie wiem, czy zjem coś potem, może resztę tego serka, czyli + 80 kcal.

Łącznie: 529 kcal

Mogło być gorzej. Dzisiaj z trudem odeszłam od wagi, czasami naprawdę zżera mnie ciekawość, ale nie, poczekam do wtorku. Pojutrze o tej porze będę już wiedzieć.

Chciałabym już wolne, ale nie święta. Mama już chce lepić pierogi, chyba eksploduję. Dużo zup, mało ziemniaków, żadnych ciast. Ale już teraz obiecuję sobie, że stanę na wagę dopiero w Nowy Rok.

Nie mam jeszcze postanowień. Co do jednego - chyba każdy Motylek wie, co mam na myśli.

I w piątek jakieś dwie laski powiedziały mi, że schudłam. Widać?

xx

sobota, 15 grudnia 2012

10.


Sobota, nareszcie się doczekałam.

Stanęłam na wagę przed śniadaniem i… 57,8 kg. Według kalkulatora kalorii jutro miałam ważyć jeszcze 58. Czyli chyba naprawdę nie jem tak dużo.

Nareszcie mogę ogłosić:

Cel I zaliczony.


Bilans na dziś:

kaszka manna + pół łyżeczki cukru - ok. 200 kcal
herbata zielona - 2 kcal
obiad - ryż + pieczona pierś z kurczaka + łyżka kapusty - ok. 300 kcal
herbata zielona x2 - 4 kcal
W sumie: 506 kcal. No dobra, niech będzie 510.

Jak ćwiczę i mam już naprawdę dość, wyobrażam sobie jakieś torty, ciastka, czekolady, wtedy zapominam na chwilę o wysiłku, pomaga. Może brzmi trochę obsesyjnie, ale naprawdę pomaga. Niedługo moje 15-ste urodziny. Nie chcę tortu, nie chcę słodyczy.

Dziękuję za komentarze!

xx

piątek, 14 grudnia 2012

9.


Wspominałam kiedyś o tym, że wcześniej jadłam dużo i bez sensu?

O tak. Coś we mnie wysiadło, doszło do spięcia, spaliłam się.

Dziś rano zaliczyłam pierwsze omdlenie. Opowiedziałabym, ale nie pamiętam. Co w tym najlepsze? Nikt niczego nie zauważył. Fantastycznie.

W szkole przeżyłam pierwszy kryzys. Nie, nie chciało mi się jeść, ale jakiś instynkt podpowiadał, że jeśli nie zjem, zgarną mnie już w szkole.

Zjadłam dwa cukierki, bo podczas próbnego z angielskiego zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ale teraz jest za późno, nie rzucę Any.

Wszędzie są kalorie.

Kanapka. Kalorie.

Herbata. Kalorie

Obiad. Kalorie.

Kolacja. Kalorie.

Sok. Kalorie.

Przepraszam, jeśli kogoś tym urażę, ale Ana jest bardzo wymagającą przyjaciółką. Ale przecież dlatego jest ze mną.

Bilans 14.12:

kanapka - 150 kcal
herbata - 30 kcal
kanapka w szkole, spanikowałam - 220 kcal
2 cukierki - ok. 100 kcal, bo szybkim krokiem wróciłam do domu, ok. 20 minut, więc jeden spalony.
zupa z torebki pomidorowa knorr - 68 kcal
herbata - 2 kcal
Łącznie: 570 kcal.

Łał, mogło być gorzej. Jestem sama do wieczora, więc nie będzie wciskania.

xx

Edit: waga dziś po szkole: 58,4 kg.

czwartek, 13 grudnia 2012

8.


Minęło już sporo czasu, odkąd przeszłam na Anę i poznałam wszystkie konsekwencje mojego wyboru. Nie żałuję.

Mam za sobą matmę i resztę, ale błagam, niech to będzie miejsce, w którym zapomnę o przyziemnej, bolesnej, uciążliwej, obżerającej się  rzeczywistości.

Wszyscy dookoła mnie jedzą, sprawdzają, ile wytrzymam, chociaż o niczym nie mają pojęcia. Ale nie poddaje się. Kończy się na dyskretnym spoglądaniu, jak słodkie, lukrowane pączki i czekoladowe batoniki lądują w ich żołądkach.

Przecież to tylko chwila przyjemności. Przecież wiesz, że to już niczego nie zmieni.

Dziś nie zjadłam dużo. A może tak, i nawet nie zdaję sobie z tego sprawy?

Bilans 13.12:

kanapka z szynką i pomidorem - 150 kcal
pół herbaty - 20 kcal
1,5 wafla ryżowego - ok. 60 kcal
herbata zielona - 2 kcal
obiad: ryba+ziemniaki+warzywa z patelni - ok. 220 kcal (edit: zjadłam naprawdę bardzo mało ziemniaków)
herbata zielona - 2 kcal
Łącznie: 454 kcal

Nieźle. Naprawdę, jestem usatysfakcjonowana. A, jeszcze w samochodzie miałam gumę, ale nie wiem, ile ma kalorii, zaokrąglijmy więc do 460.

Dziś już nic nie “pochłonę”, a jutro zamiast wafli wezmę dwie małe mandarynki, czyli gdzieś koło 55 kcal. Są naprawdę malutkie.

Czy wspominałam już o moich nowych wagowych regułach? Otóż, postanowiłam ważyć się co trzy dni. Myślę, że wtedy będzie większy efekt. Mam nadzieję, że wtedy będzie lepszy efekt. Jutro pierwsze ważenie. Zobaczymy. Ostatnio było 58,7 kg.

To chyba tyle.

xx

środa, 12 grudnia 2012

7.


Dzisiejszy dzień jest żenujący. Próbne z historii były bardzo trudne, słabo mi poszło, z polskiego lepiej. Wszyscy wytykają mnie palcami, w szkole nie mam żadnych znajomych, chodzę do klasy z bandą niewyżytych dzieciaków. Ironia, bo jestem od tych kretynów młodsza o rok.

Dzisiaj zjadłam mało, ale mama wciśnie mi jogurt naturalny, niestety. Mam okropny humor, chce mi się płakać, waga stoi od wczoraj w miejscu, wszyscy mnie denerwują, nikt niczego nie rozumie, nie mam ochoty rozmawiać, a gdy w szkole zjem mniej, w domu męczą i wychodzi na to samo. Cena perfekcji jest wysoka, boję się, że nie dam rady. Wszystko jest dołujące, marzę o samotności, o mieszkaniu w pojedynkę, żebym mogła ważyć się kiedy chcę, jeść co chcę i na koniec: nie tłumaczyć się. Mam dość.

Przejdźmy do bilansu, nie mam nic do dodania:

kanapka z serem żółtym - 150 kcal
pół herbaty - 20 kcal
1,5 wafla - ok. 55 kcal
pieczonki + dwa łyki mleka zsiadłego - ok. 280 kcal
herbata zielona x2 - 4 kcal
jogurt naturalny - ok. 95 kcal
W sumie: 604 kcal. Mam dość, dość, dość. Jutro najgorsza część próbnych, mama  ciągle krzyczy, co to za człowiek, brrr, nie wiem jak z nią wytrzymuję.

Życzcie mi powodzenia, a właściwie to dziękuję za wszystko.

xx

wtorek, 11 grudnia 2012

6.


Przeżyłam wtorek, cudownie być już w domu. Dziś był ‘dzień kompromitacji’, ale nie, po prostu nie mogę nawet o tym pisać. Jestem chodzącą żenadą i tyle.

Mój pies wypełnił swoją misję i zjadł 3 zaległe kanapki, które trzymałam w szafce. Mam już z głowy, jestem teraz sama, więc wskoczyłam na wagę i… uśmiechnęłam się. Mój entuzjazm maleje, ciągle wmawiam sobie, że przecież nie schudnę w tydzień, ale i tak zawsze oczekuję czegoś więcej.

Waga z przed chwili (taka sama jak rano): 58,7 kg. Nie jest źle, już nie na granicy przynajmniej.

Oczywiście czasami mam ochotę zjeść cały tort czekoladowy, górę ciastek i czekoladę, popić to jakąś supersłodką kawą i nie przejmować się ćwiczeniami i wyrzucaniem żarcia,    ale nawet trzymając w dłoni czekoladkę, nie zjem jej. Jest we mnie jakaś blokada, w ogóle nie tęsknię za tym. Konsekwencje. Powodem są konsekwencje.

Bilans 11.12:

kanapka z szynką - 150 kcal
herbata - 30 kcal
2 wafle ryżowe - 76 kcal
dwa gryzy chleba z serkiem śniadaniowym naturalnym - ok. 50 kcal
herbata zielona - 2 kcal
i zaraz będzie obiad - ok. 300 kcal (niestety)
herbata zielona - 2 kcal
Razem: 610 kcal. Nieźle. Naprawdę myślałam, że będzie dużo gorzej. Postaram się wyrzucić trochę do woreczka, ale coś tam zjem, to moja ulubiona potrawa. Nie wiem, co jutro na obiad. Może coś lżejszego, oby.

Na zakończenie: wczoraj 250 brzuszków. I jutro zaczynają się próbne.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

5.


Dziękuję Wam za wiadomości, zapomniałam wspomnieć, że dopóki nie będzie tutaj ładniej, możecie pisać właśnie w taki sposób :)

Dzisiejszy bilansik nie najgorszy - szkoła, więc przez pół dnia mogłam bezkarnie nie jeść i nikt nie wciska mi niczego na siłę, pełna samowolka.

Mam dobry nastrój, chociaż dziś przez chwilę się podłamałam, złapała mnie chandra. Odkąd przeszłam na anę, pogorszyły mi się stosunki z rodzicami. Nie lubię z nimi rozmawiać, temat zawsze schodzi na moje niejedzenie. Koniec. Przyszedł czas na zmiany.

Wczoraj zrobiłam 250 brzuszków, dziś postaram się to powtórzyć.

Bilans 10.12:

kanapka z szynką - 150 kcal
herbata - 30 kcal
2 wafle ryżowe - 72 kcal
herbata zielona x2 - 4 kcal
zupa pieczarkowa z łyżką makaronu - 190 kcal
Łącznie: 446 kcal.

Ale jestem zadowolona, w ogóle nie czuję się głodna, więc jest sukces :) Nie wiem, czy dziś coś zjem, postaram się nie, bo mam 40 minut i kuchnia zamknięta.

Do jutra xx

niedziela, 9 grudnia 2012

4.


Cześć :)

Napisałam do tylu dziewczyn, a żadna się nie odzywa. Szkoda, głupio pisać dla samej siebie, ale i tak w pewien sposób pomaga.

Wczoraj już nie wytrzymałam i mimo kończącego się okresu, końca dnia, zważyłam się. Nie liczyłam na wiele, w końcu po całym dniu, sporym śniadaniu, obiedzie, łyżce serka białego liczyłam na jakąś motywację - np. powrót do starej wagi. Wskazała 59,7 kg. Nie wierzyłam. Gapiłam się w wyświetlacz i szczerzyłam.

Dziś rano, po śniadaniu (!) znów się sprawdziłam. Równiutkie 59 kg. Niesamowite uczucie, nareszcie zeszłam z tej paskudnej “6”. Mam nadzieję, że w takim tempie dojdę przed świętami do celu I.

Dzisiejszy jadłospis (właściwie to zjadłam już wszystko przewidziane na cały dzień, mhm, świetnie)

kanapka z szynką i sałatą - 250 kcal
herbata zielona - 2 kcal (tak, bez cukru, sukces)
dwa gryzy tosta i jedna rodzynka w czekoladzie - 30 kcal (może mniej, może więcej, nie wiem, ale to przez mamę, bo jak nie chciałam tych tłustych tostów, prawie się popłakała)
2 chochle rosołu i łyżka makaronu, 3 kawałki gotowanego mięsa - 280 kcal
herbata zielona - 2 kcal
Łącznie: 564 kcal, w zaokrągleniu 570.

Myślę, że coś jeszcze zjem, może banana, ale dopiero, kiedy będę naprawdę głodna. Ogólnie jestem zadowolona, wczoraj zrobiłam 100 brzuszków, dziś postaram się to powtórzyć i wdrożyć takie ćwiczenia w plan dnia.

xx

sobota, 8 grudnia 2012

3.


Rano napisałam taką śliczną notkę, a strona się nie wyświetliła przy publikacji, i wszystko się skasowało.

Dziś mama zdecydowanie ponury dzień. Wszyscy jacyś obrażeni, chowający urazę, nie wiem, czego bym nie zrobiła, jest źle.

Nie mam zamiaru nic już jeść, ale na pewno nie odmówię sobie zielonej na dobry koniec dnia później.

Jadłospis:

2 kromki z szynką, sałatą - ok. 250 kcal
herbata z cukrem, choć mówiłam, że nie chcę - 30 kcal
duża mandarynka - 38 kcal
ryż i pieczona pałka z kurczaka - ok. 370 kcal
herbata (znów z cukrem, chyba na złość) - 30 kcal
herbata zielona - 2kcal
Nie jest najlepiej, ale weekendy zawsze wychodzą najgorzej. Postaram się dziś już ćwiczyć, mimo tego podłego nastroju.

Łącznie: 720 kcal. przesadziłam, naprawdę. Ćwiczenia, koniecznie.

Jutro na śniadanie mama wymyśliła sobie jakie tosty francuskie z mandarynką, nie wiem, co to ma być.

Jestem taka rozczarowana!

xx

piątek, 7 grudnia 2012

2.


Witajcie w kolejny dzień - piątek. Cieszę się jak głupia, że mam dwa dni wolne, totalny luz, nareszcie. W szkole wszystko poszło dobrze, złapałam kilka przyzwoitych ocen, więc nie mam wyrzutów sumienia.

Dziś zjadłam hm… mniej więcej tyle, ile chciałam.

mała herbata - 30 kcal,
kanapka z dżemem (której bardzo nie chciałam jeść, na szczęście mała) - 190 kcal
2 wafle ryżowe - 72 kcal
herbata zielona bez cukru - 2 kcal
sok marchwiowy ok. 100 ml - 40 kcal
2 placki ziemniaczane średniej wielkości - ok. 240 kcal
Łącznie: 574 kcal, ale powiedzmy, że placki miały więcej, więc około 600. Ogólnie czuję się teraz okropnie, niezdrowe jedzenie, ale i tak zostawiłam jeden największy.

Dziś to by było na tyle, potem może wypiję jeszcze zieloną bez cukru, zobaczymy.

Piję codziennie pół litra wody po południu, mam nadzieję, że ten pieprzony sok się skończy i nie będę musiała go wylewać w szkole.

To chyba wszystko, wolę jednak jeść sama w pokoju niż pod ostrzałem podejrzliwych spojrzeń.

Całuję Was xx

czwartek, 6 grudnia 2012

1.


Witajcie :)

To mój pierwszy dzień na Tumblrze, ale kolejny z dietą. Przeszłam na inny styl życia, żeby stać się dziewczyną bez kompleksów, zakrywającą brzuch i uda, niewierzącą w siebie.

Od pewnego czasu odmawiałam sobie części słodyczy i innych przysmaków, ale początek grudnia okazał się przełomowym. Dziennie staram się jeść ok. 700 kcal, co przestaje być tak trudne, jak na początku. Oczywiście nie przechodzę na razie na żadne głodówki ze względu na szkołę i rodziców, poza tym organizm musi się przyzwyczajać do małych dawek jedzenia, to byłoby bez sensu, nie chcę robić afery, to najgorsze. W każdym poście będę podawać Wam mój jadłospis, wagę, kalorie.

Chciałabym, żeby osoby, które uważają pro anę i wszystko z tym związane za głupotę, nie czytały, to mój zupełnie świadomy wybór i nie zamierzam go zmieniać, bo ktoś tego nie rozumie.

Na początku ważyłam 63kg, chociaż największa waga jaką osiągnęłam to 70, ale zrzuciłam samoczynnie, bez diet. Obecnie ważę 60,9 (waga z przedwczoraj, nie wiem, jak jest teraz)

Mam 170 cm i jestem nastolatką. Nie chcę, żeby znajomi dowiedzieli się o blogu, więc więcej informacji podaję prywatnie.

Każda z Was, która jest w temacie, zapewne domyśla się, że mam cele :)

I - 58kg

II - 55kg

III - 50kg

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że rodzina może być przeciwna, więc ograniczę się do 52 w jakiś skrajnych przypadkach, ale i tak będę dążyć do tego wyniku.

Jadłospis 06.12:

Herbata - 30 kcal (mała)
Kanapka - 200 kcal
2 wafle ryżowe - 72 kcal
Sok marchwiowy trochę więcej niż 100 ml - ok. 50 kcal
Pieczonki - ok. 300 kcal (mniejsza porcja, ale wolę nie zaniżać)
Herbata zielona - 35 kcal (normalna)
Razem wychodzi ok. 690 kcal, czyli całkiem dobry wynik :)
Mam okres, więc zważę się dopiero 12.12, żeby sprawdzić to z przewidywaną na ten dzień wagą. (Kalkulator kalorii)
Jeśli macie jakieś rady, chcecie podzielić się czymś przydatnym, piszcie koniecznie na mój mail:
buttyinthedarkness@gmail.com
Mój motylkowy pamiętnik założyłam, sugerując się podobnym u mojej przyjaciółki Irminy: http://bycmotylem.blogspot.com/
Za chwilę zajrzę na Wasze blogi, żeby dać o sobie znać :)