niedziela, 16 grudnia 2012
11.
Niedziela. Koniec weekendu, szkoda.
Wczoraj po obiedzie nic nie zjadłam. Obrałam sobie mandarynkę, ale wyrzuciłam ją, wydawała się jakaś za miękka, nie wiem, może zgniła.
Napisałam notatkę prasową na polski, teraz zostaje tylko nauka na bio i gegrę, dawno nie czułam takiego lenia. Szłabym na spacer, ale jest tak paskudnie na zewnątrz, że nie mam na to ochoty.
Bilans na dziś:
kromka chleba z pomidorem + pół serka wiejskiego light - 195 kcal.
rosół z makaronem - 250 kcal
herbata zielona x2 - 4 kcal
?
Nie wiem, czy zjem coś potem, może resztę tego serka, czyli + 80 kcal.
Łącznie: 529 kcal
Mogło być gorzej. Dzisiaj z trudem odeszłam od wagi, czasami naprawdę zżera mnie ciekawość, ale nie, poczekam do wtorku. Pojutrze o tej porze będę już wiedzieć.
Chciałabym już wolne, ale nie święta. Mama już chce lepić pierogi, chyba eksploduję. Dużo zup, mało ziemniaków, żadnych ciast. Ale już teraz obiecuję sobie, że stanę na wagę dopiero w Nowy Rok.
Nie mam jeszcze postanowień. Co do jednego - chyba każdy Motylek wie, co mam na myśli.
I w piątek jakieś dwie laski powiedziały mi, że schudłam. Widać?
xx
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz