środa, 26 grudnia 2012

21.


Makowiec jest w lodówce. Nie odważysz się. Znasz konsekwencje. Zapomnij. To wszystko jest puste, zbędne, fałszywe.


Kimkolwiek jesteś, głosie w mojej głowie, masz rację. Bałabym się. Że wtedy wszystko wróci do normy. A ja nie chcę wracać do normy.

Edit: wczoraj zrobiłam jeszcze jedną partyjkę ćwiczeń.

Dzisiaj podobne plany.

Ranek zaczął się dobrze. Zjadłam kanapkę z serem (bez masła, epic win), trzy pomidorki koktajlowe, popiłam zieloną herbatą. Jakoś nie przeszkadzało mi to, że siedzę między opychającymi się ciastami rodzicami. Modlę się, żeby ten makowiec, sernik, makówki, ciastka, cukierki się skończyły. Nie, nie chodzi o to, że nie mam siły walczyć. Po prostu chcę mieć to za sobą.

Waga wciąż nieznana. Mam taką niezłomną ochotę ją włączyć. To takie proste. Ale nie mogę. Niemogęniemogęniemogę. To jednak o wiele trudniejsze, niż mi się wydawało.

Żałuję, że nie wypożyczyłam żadnej książki na święta. Teraz nie mam co robić, na spacer wybieram się po obiedzie, więc jeszcze trzy godziny. Trzy godziny. Tik tak.

Czasem dopada mnie taki bezsens. Dno. Żałość. Po co to robię? Dla kogo? Dla siebie? Dla innych? Żeby im coś udowodnić? Żeby sobie coś udowodnić? Co potem? Czy kiedykolwiek będę jeść inaczej? Odpowiedz sobie, Ver, czekamy. Nie. Nie będę mogła. I nie rozumiem Ciebie, Paulina, dlaczego się dziwisz. Ana to nie dieta. Ana to nie zabawa w ‘ciekawe ile schudnę’. To nie tylko odmawianie sobie. To zupełna zmiana psychiki, nastawienia, poglądów. Może Ty inaczej ją odbierasz? Jeśli na nią postawiłam, nie mogę teraz powiedzieć ‘okej, przez kilka dni sobie odpuszczam’. Bo w pewnym momencie to już nie zależy ode mnie. Już nie potrafię sobie pozwolić na kawałek makowca, chociaż bardzo bym chciała. Coś mnie blokuje. I właśnie dlatego wydaje Ci się, że jestem za surowa. Bo chyba nie tylko ja odpowiadam za siebie.

Na początku się bałam. Każdy na początku się boi. Teraz to zupełnie naturalne. Trudne, a jednak łatwe. Wykonalne.

_____________________________________________________________________

Z tego wszystkiego zapomniałam dodać bilans. Przepraszam.

kanapka z serem żółtym + 3 pomidorki koktajlowe - ok. 130 kcal
barszcz z tortellinkami - 300 kcal (pewnie mniej, zjadłam 7 tortellinek)
jogurt naturalny z jagodami ze słoika - 200 kcal
zielona x3 - 6 kcal
Razem: 636 kcal

- spacer 50 minut:

636-174= 462 kcal

Te spacery mnie ratują. Bilans od razu wygląda lepiej.

xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz