niedziela, 28 kwietnia 2013

7.


Nie poddaję się. Mam siłę i motywację, tyle lat żyłam pogrążona w kompleksach, że teraz przyszły te lepsze czasy.

Za dwa miesiące idę do liceum, zmieni się moje życie, poznam nowych, zabawnych ludzi, wyrwę się z domu i z mojej psychicznej klatki, pozbędę się złych wspomnień, zmienię swoje głupie nawyki, przestanę się martwić na zapas, będę szczera i serdeczna.

Taki jest plan z dzisiejszego punktu widzenia. Podziwiajcie jak z biegiem czasu będę wykreślać kolejne punkty z listy.

Oprócz tego już zaczynał się buntować mój żołądek, więc wzięłam gumę. 2 kcal, przeżyję.

Jutro pobudka o 6:20 i skok do łazienki na kontrolę. Są dwie opcje: radość lub porażka, zobaczymy. Dziś przejechałam godzinę na rolkach i mam nadzieję, że spaliłam miskę rosołu, którą wpieprzyłam kwadrans przed tym.

Byłoby o wiele lepiej, gdybym mieszkała sama, a najwspanialej byłoby, gdybym mieszkała z Nią. Nie mam siły na użalanie się nad sobą, ale jest źle. Dziś płakałam, bo zepsuła się drukarka, ale doszłam do siebie. Majówka będzie ciężka, postaram się nie dać za wygraną obżarstwu i za każdym razem, kiedy moje łapsko będzie mnie kierować w stronę kuchni, wyjdę na rolki. Zawsze to lepsza alternatywa.

Chciałabym się doskonalić. Stawać się bardziej wartościową, mądrą osobą. Tak naprawdę w ciągu tych długich czterech miesięcy nauczyłam się jedynie jak oszukiwać i przybierać różne osobowości w zależności od osoby, z którą mam do czynienia.

Chyba mam borderline. Nie umiem się określić, robię testy na predyspozycje zawodowe i już na pierwszym pytaniu polegam.

- Czy potrafisz kierować ludźmi?

Kurwa. Zależy. Jeśli to grupa tępaków z mojej klasy, to tak, przydzielę im zadania, które i tak będę musiała sama zrealizować. W gruncie rzeczy wolę pracować sama, chociaż irytuje mnie ilość obowiązków w konsekwencji takiej decyzji. W mojej klasie nikt nie chce ze mną pracować szczególnie teraz, kiedy tak paskudnie się odchudziłam i wyglądam niezdrowo.

Dlaczego są tylko odpowiedzi “tak” i “nie”?

Szkolna psycholog łapie mnie za ramię i mówi “same kosteczki”. Pyta pseudo-koleżanek, czy jem kanapki. Nie wiedzą, proszę pani. Nikt ze mną nie rozmawia, oprócz mojej pięknej Any, z którą porozumiewamy się telepatycznie i oglądamy kiwające się na boki tłuste dupy albo kościste tyłki, których właścicielki wpierdalają co niemiara.

Ale wie pani co? Niech pani porozmawia z moim sumieniem. Ono może wytłumaczy, dlaczego wpędziłam się w takie… pseudo-życie.

Dobrze, że idę do liceum. Nowa szkoła, nikt nie wie, jaka byłam, jaka jestem, jaka będę, a jaka chcę i muszę być.

Chyba, że wyślą ze szkoły list o moich schizach. Wtedy… Tatuś załatwi sprawę. Wyjaśnimy, że to pomyłka.

Ale będę mieć przesrane, bo znów na celowniku.

Jak będzie słonecznie, to pojadę na rowerze po colę zero. Kupię sobie i będę udawać, jak strasznie jest mi obojętne, ile ma kalorii.

A po wakacjach muszę ważyć 46,7 kg. Marzenie.

Na ulicy pędzą samochody, a kierowcy mają w dupie, na co jestem chora. I dobrze. Przynajmniej oni mają wyjebane na cały mój świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz