Zjadłam kolację. To naprawdę wielki postęp, mimo że dla większości osób kolacja jest czymś najzupełniej normalnym. Zrobiłam sobie coś w rodzaju deseru - brzoskwiniową jogobellę light połączyłam z borówkami amerykańskimi, miodowymi kółeczkami i pokrojonym jabłkiem. Grzecznie zjadłam i poszłam na rolki.
Kapuśniaczek sączył się z mętnych chmur, starając się przeszkodzić mi w jeździe, ale nie zrezygnowałam i równą godzinkę spędziłam na zewnątrz.
Karotko, masz absolutną rację, której nie mam prawa podważyć. Ważenie się codziennie jest bezsensowne.
Nie będę tego robić. Bo boję się, że znów wszystko zacznie się od nowa.
Dziś wpadłam na (chyba) całkiem dobry pomysł. Niedługo (z pomocą Irinki, która nie raczyła dodać mojego bloga na swoją listę a jednocześnie jest moją najlepszą przyjaciółką i bezgranicznie ją kocham) będziecie widzieć jego realizację :)
Uczę się oddychać, czyli staram się zachować pozory normalności. Ale nic nie odchodzi tak po prostu.
Masz rację, powinnaś mnie zbesztać, nie dodałam Cię na listę :o
OdpowiedzUsuńGratuluję wagi? Nawet nie wiem co powiedzieć. Miało być dobrze. A jak będzie?
Kocham,
I.
jesteś dla mnie prawdziwą thispiracją ;3
OdpowiedzUsuńmoże dodasz jakieś swoje zdjęcia ;)