~ Johann Wolfgang von Goethe
- Jesteś chora.
Choroby to procent od przyjemności.
~ ?
- To twoja ostatnia szansa. Wybieraj. To albo terapia. Sama się prosisz o Lubliniec.
Żyje tylko ten, kto chce żyć.
~ Maurice Delort
- Spójrz na twoje nogi. Jak patyki. To już choroba. A jakbym dał ci batonik, to zjadłabyś?
- Kawałek. Bo metabolizm trzeba rozkręcić.
(w domyśle: zjem tyle, aż się odwrócisz i będę mogła wyrzucić)
Bez cierpienia nie ma niczego.
~ ?
*
Nazwana anorektyczką, chorą psychicznie osobą stojącą na krawędzi normalności, zauważyłam kilka spraw. Przemyślałam wszystko i postanowiłam zrobić małe podsumowanie.
Co się zmieniło od grudnia? Może kiedyś w pokoju bez klamek też zostanę o to zapytana?
Zmienił się cały mój świat.
Czyli?
Kiedyś pisałam. Nigdy nie potrafiłam pisać wierszy, ale uwielbiałam obserwować i dzielić się moimi spostrzeżeniami z samą sobą. Na kartce papieru to wyglądało prawie tak, jakbym dostała list od magicznej przyjaciółki, która dokładnie tak samo oceniała świat. Od drugiej mnie. I to pomagało.
Kiedyś.
A oprócz tego?
Potem pasje wyparowały. Nie chciałam już pisać w jakiejś wielkiej gazecie felietonów. Nie chciałam zdawać na psychologię.
A czego chciałaś?
Chciałam być tak chuda, żeby nikt nie potrafił w to uwierzyć.
I wiesz co? Udało mi się jak cholera.
Każdy się martwi, każdy zdążył zauważyć. Każdy widzi. Nikt nie ignoruje.
*
Nazwana anorektyczką, chorą dziewczynką, której należy się porządny wpierdol, zauważyłam też, że nawet, gdy bardzo chcę, nie potrafię zjeść kanapki w szkole. Nie potrafię z własnej inicjatywy otworzyć lodówki (z wyjątkiem ukradkowego liczenia kalorii w jogurtach, żebym potem wiedziała, które zło lepiej wybrać w chwili kryzysowej).
Albo dostanę ten wspomniany wpierdol, albo nic mi nie przemówi do rozumu.
Kazali mi przytyć. Bo przecież jestem chuda, chudziutka. Przy 170 cm wzrostu ważę 46kg i widać mi każdą piękną kość.
Zrobili mi pranie mózgu i pierwszego dnia zjadłam tyle, że byli usatysfakcjonowani. Płakałam kilka razy, z desperacją pchałam sobie żyletkę w skórę, a nawet to nie pomogło. Bo zapomniałam, że żyletką cięłam kiedyś papier techniczny i stępiła się. Na mojej idealnej skórze nie został nawet różowy ślad. Szkoda.
Dziś rano ważyłam 46,4 i to dobrze. Bo sądząc po tym, co zjadłam przez te dwa dni męki, liczyłam na sto lub dwieście kilo.
W szkole, i zapewne nie jest to zbyt szokujące, nie zjadłam dziś nic, znów wyrzuciłam kanapkę. Bo po prostu nie potrafię zjeść, kiedy nie muszę. Taka zwykła, normalna Dark. I taka głupia, podstępna przypadłość.
Zjadłam w sumie trzy posiłki. Rano owsiannę z bananem, kakao i płatkami Cini Minis bez słodzenia, potem w domu kwaśnicę z chlebem, a na kolację miks owocowy i dwie szklanki soku pomarańczowego.
Czuję się teraz źle, ale może jak tak dalej pójdzie to znów uspokoję Towarzystwo Opieki Wewnętrznej, w skrócie TOW, czyli też: To Oni Właśnie zniszczyli moje życie.
Nie wiem. Ale wiem na pewno, że przytyć nie chcę i we wtorek zrobię głodówkę, jeśli będzie więcej.
Taka sobie ja. Taka zwykła, a taka głupia.
nie łam się będzie dobrze ;* ważysz perfekcyjnie c;
OdpowiedzUsuń+obecnie mój blog dostępny jest tylko dla osób zaproszonych c; jeśli nadal chcesz go czytać napisz do mnie prośbę wpisując swojego maila (tylko tak mogę cię zaprosić)
mój mail: bacha999@o2.pl
pozdrawiam i trzymaj się ;)
Jesteś świetna! Ideał *.* Dasz radę walczyć z nimi, lecz pamiętaj, że ukochana nasza przyjaciółka Ana potrafi być okrutna wobec nas. Choć jesteśmy jej takie oddane. Potrafi zniszczyć. Potrafi zabić.
OdpowiedzUsuńŚciskam cieplutko ;*