sobota, 18 maja 2013

18. Zwroty akcji, powtórki z rozrywki.

Piszę znowu. 
Za często? 
Może.

Jakoś nie potrafię wyznaczyć sobie limitu. 

Dzisiejsza waga to uwaga, niespodzianka, 46,2 kg. Nie, nie pytajcie dlaczego, kiedy i jak, bo nie wiem. Nie zrobiłam żadnej głodówki, nie czułam się głodna (jak na przykład teraz) i na koniec: zjadłam wszystko, co zaplanowałam. 
Głupi ma zawsze szczęście, to chyba najmądrzejsza złota myśl i powinnam ją sobie wytatuować na czole.
Na zewnątrz zrobiło się ciemno i leje. Jak dobrze, że zdążyłam przejeździć na rolkach przez 90 minut, żeby spalić kolację, która wcale mi nie smakowała. Już drugi raz podchodzę do maślanki truskawkowej i oprócz tego, że ma aż 70 kcal/100ml, nic o niej nie wiem. W każdym razie nie lubię jej. 
Kap, kap, kap, kap, kap, kap. Żyletka potulnie leży sobie na biureczku w pudełeczku i czeka na zaproszenie. 
Głupia jestem, bo się nie tnę. Nie mam tej determinacji, co wcześniej. Niby są chwile, że jestem paskudnie na siebie zła, ale wtedy zawsze ktoś jest obok i złość przechodzi. Co zrobić, urodziłam się niezdecydowana, to i taką przyjdzie umierać.

Dziś zjadłam sobie pysznego loda z Lidla. Nie mam pojęcia, jak się nazywa, ale był czekoladowy na patyku w polewie czekoladowej z kawałkami orzeszków. Mniam. 
Dziś nie kupiłam też lodów do domu, nie będą kusić. I dobrze. Moment jedzenia trwa chwilę, a wyrzuty sumienia wieczność, ale nie ja to przecież wymyśliłam.
Jutro niedziela. Niedziela, niedziela, niedziela, koniec weekendu. End of the weekEnd. Śmieszny ten angielski. Ale jakoś nie chce mi się śmiać.
Jutro na śniadanie robię kakaową owsiannę (nazwa zastrzeżona, chociaż róbcie, co chcecie) z truskawkami, jabłkiem i płatkami Cini Minis. Czym jest owsianna? To połączenie kaszy manny z owsianką w dowolnych proporcjach. Osobiście lubię pół na pół, gdyż konsystencja manny idealnie komponuje się z charakterystycznym smakiem płatków owsianych. 3/4 łyżeczki kakao rozpuszczam w 100ml zimnej wody i dodaję do gotującej się mikstury. Truskawki i jabłko lub jakiekolwiek inne owoce (polecam banana, dziś niestety wyleciał mi z głowy) siekam na małe kawałeczki i wrzucam do michy jako pierwsze, żeby potem nie tracić czasu (i śliny, ble) na mieszanie całości. 
Zamierzam zrobić też ryż na mleku. To będzie debiut, więc rezerwuję sobie na wtorek lub piątek, kiedy będę sama. Z tego co czytałam wynika, że przygotowanie dosyć czasochłonne, ale zawsze mogę zjeść na wpół surowy. Czego ja już nie jadłam. A raczej co właściwie jadłam?
Jutro rosół, którego nienawidzę. Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę. Ale może dobrze. Niech ta niedziela czymś się wyróżnia.
Wczoraj rano czułam się tak, jak kiedyś zimą. Chyba za mało cukru we krwi, ale co tam. 
Najbliższy cel to 45,9. 
Jestem bardzo, bardzo chora. 

5 komentarzy:

  1. Biedactwo pochłonięte przez otchłań Any . Trzymaj sie myszko ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. gratuluję wagi ;3 ale jesteś dzielna ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. 46kg to malutko, nie chudnij już ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli można zapytać, jaki masz wzrost?? Jak przeoczyłam i się powtarzam to przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ma 170 cm. Czyli jest baaaardzo chuda.

    OdpowiedzUsuń